piątek, 21 lutego 2014

009 I AM SHERLOCKED

Szkoła mnie wykańcza. Na razie nie mam jakiejkolwiek chęci na naukę, bo przez ferie wdrążyłam się w pewien najwspanialszy serial, jaki kiedykolwiek przyszło mi obejrzeć. Przeczytawszy tytuł tego postu, ci którzy się orientują, mogę wiedzieć do czego piję. Serial BBC ''Sherlock'' z 2010 r. Jestem wprost oczarowana. Za obsadę, za scenariusz, za klimat, za to, że z odcinka na odcinek serial staje się coraz ciekawszy, co jest trudne! Bogu dziękuję, że zajęli się tym Brytyjczycy. Nie wiem ale jak Amerykanie się za coś wezmą, to mam dziwne wrażenie, że wszystko jest na siłę naciągane, na pokaz. Eh. Uwielbiam seriale i można powiedzieć, że jestem zagorzałą serialowiczką ale to? Sherlock jest wisienką na moim trzypiętrowym, czekoladowym torcie i nie mam co do niego żadnych zastrzeżeń. Może dlatego, że jestem nieco zaślepiona ale nie obchodzi mnie to. Jeżeli macie już marnować swój czas, to obejrzyjcie. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam. Szczerze nie wiedziałam, że Sherlock Holmes w dzisiejszych czasach może być tak ciekawy. Geniusz! No po prostu się rozpływam. No i wielkie ukłony dla Benedicta Cumberbatcha, który oczywiście skradł moje serce! A jakżeby inaczej! Głęboki, aksamitny męski głos, to jest moja słabość, a dodać do tego brytyjski akcent to w ogóle jestem kupiona. Ben doskonale radzi sobie w tej roli. Nie wyobrażam sobie nikogo innego na jego miejscu. Może Rickmana, ale raczej w jego młodszej wersji. Jak już przy Rickmanie jesteśmy, to oglądając Cumberbatcha przed oczami staje mi właśnie Alan. Jest w nich obu jakaś wspólna cecha, za co ich podziwiam. I nie chodzi mi o to, że oboje są Brytyjczykami. Do tego to, jak Ben wizualnie prezentuje się na ekranie. Moje dziewczyny mówią, że jest ohydny. Hmm. Ja tak nie uważam. Cholernie podoba mi się typ jego urody. Jest przystojny. Wiem, że się rozmarzam w tej chwili ale cóż innego począć. Inne mają tak z Deppem, Pittem, a ja mam tak z Benedictem i Rickmanem. Obu wielbię, ale teraz jestem na etapie - Sherlock moim mężem!



Oglądaliście Sherlocka? Jak tak, to jak oceniacie ten serial? Może pojawi się opinia zawierająca konstruktywną krytykę, albo równie oczarowane Benedictem panie? 
Aha i jak już przy tym temacie jesteśmy to poszukuję opowiadań o Sherlocku, a dokładnie fanfiction. Znacie jakieś? Chętnie poczytam. Tylko nie slashe! 


poniedziałek, 17 lutego 2014

008 Ludzie, którzy mnie inspirują - Jamie Curry

Chciałabym, abyście poznali Jamie Curry, czyli Jamie'sWorld, którą po prostu ubóstwiam. Kim jest Jamie? Jest to osiemnastoletnia dziewczyna, pochodząca z Nowej Zelandii, która swoimi zabawnymi filmikami zdobyła sławę na całym świecie.


Jest to pierwszy filmik z Jamie, który przyszło mi obejrzeć i od razu ją pokochałam. 

O Jamie powiedziała mi moja przyjaciółka Martyna, która siedzi trochę na youtube i ogarnia prawie wszystkich vlogerów. Za to, że pokazała mi tą dziewczynę, jestem jej dozgonnie wdzięczna, bo za każdym razem, gdy mam jakieś smutniejsze dni, włączam sobie Jamie i po problemie. Potrafię całymi dniami oglądać jej filmiki i rżeć do laptopa jak chory psychicznie koń. Oczywiście, znajdą się Ci, którzy nie akceptują takiego poczucia humoru, a może inaczej - nie chwytają. Ja lubię, gdy ktoś ma do siebie dystans, i możemy poznać tego kogoś z każdej strony. Jamie podziwiam za taki właśnie dystans, bo nie ukrywajmy ale oglądając wszystkie te filmiki, można stwierdzić, że nie każdy by tak potrafił. WIELKI SZACUN DLA NIEJ! Widać, że nie ma kompleksów, a jak już jakieś ma, to potrafi je doskonale zakryć, bo ja nie dostrzegłam chyba żadnych. Moja sympatia do panny Curry wynika może też z tego, że sama też lubię się wygłupiać, i to do takiego stopnia, że niekiedy mogę być naprawdę dogłębnie obrażona. 



Olka, nie zachowuj się jak dzieciak!
Olka, ogarnij się!
Olka, zachowujesz się jak down!  



Jamie jest sobą, a ja biorę z niej przykład, bo nie uważam, aby zbyt duże ilości śmiechu były złe dla naszego organizmu. Jestem jeszcze młoda, nie skończyłam nawet siedemnastu lat i nie zamierzam na siłę stawać się dorosłą, bo jeszcze nie czuję się taka. Chciałabym pozostać dzieckiem tak długo, jak to możliwe, a Jamie mnie do tego motywuje, bo pokazuje, że musimy czerpać z życia jak najwięcej. 

Gdyby ktoś chciał dowiedzieć się więcej o Jamie, to zapraszam na jej kanał, facebooka i instagrama.


niedziela, 16 lutego 2014

007 Zapaleni sezonowcy

Dzisiaj oczywiście jak zwykle, czyli kolejna rozkmina na kolejny błahy temat. Mowa tutaj o sezonowcach, na których mam ogromną alergię! Kim są sezonowcy? Otóż, są to ludzie, którzy zaczynają jarać się sportowcem, klubem sportowym, aktorami, wokalistami itd. dopiero wtedy gdy owi osiągnął jakiś sukces. Drodzy sezonowcy zazwyczaj są święcie przekonani o tym, że od samego początku byli zagorzałymi psychofanami! Jasne. 

Justyna Kowlaczyk wygrała drugie złoto! Nie wiem kto to, ale zaraz lecę polajkować jej fanpage na fejsie!

Każdy ma prawo do posiadania swojego idola, autorytetu ale moim zdaniem musimy coś na jego temat wiedzieć. Uwielbiać wtedy gdy owszem - coś osiągnie, ale również wtedy gdy poniesie porażkę. Człowiek musi podziwiać drugiego człowieka za coś, nie za to,że nagle jest o nim głośno ale za talent, za to co sobą reprezentuje przez cały czas!
Czerwiec, 2012 roku wspominam bardzo źle. Dlaczego? Bo wtedy chodziłam strasznie poirytowana! Każdy zaczął nagle jarać się Błaszczykowskim i Szczęsnym. Dziewczyny z mojej klasy zaczęły kupować sobie jakieś szklanki z ich wizerunkami i pić litry pepsi, na których puszkach znajdowały się twarze obu panów (chyba). Wcześniej nie słyszałam o tym, aby panowie byli ich idolami. Mogę dać rękę uciąć, że nie wiedziały o ich istnieniu. Nie lubię takiego czegoś, bo to mi podlatuje pod pozerstwo i pod chęć integrowania się z resztą naszego szarego społeczeństwa, które nie ma swojego zdania i podążając za tym co inni wiele tracą. 

Bądźmy lojalni i określmy się w końcu, bo to nam wyjdzie na dobre, serio :)


Okey, może nie mam zbyt wielu czytelników, ale dwie czy trzy osoby się znajdą więc chciałabym Was o co zapytać? Jeżeli nieco się orientujecie, to ćwiczenia jakich trenerek bardziej polecacie? Chodakowskiej czy Mel B? Tydzień temu postanowiłam sobie, że zacznę ćwiczyć nie wiem czy mi się to uda, ale chciałam się zorientować. Liczę na waszą pomoc!

sobota, 15 lutego 2014

006 WALĘ - TYNKI

14 lutego obchodzimy światowy dzień zakochanych, czyli kolejne cholerstwo przetransportowane z Ameryki. Ja osobiście tak nie uważam! Przytaczam tylko słowa jednego z moich nauczycieli. Jestem singielką - owszem, ale nie hejtuję tego święta jak reszta singli. Nie walę tego, nie karcę. Uważam, że to jest cholernie przyjemne święto - zwłaszcza dla zakochanych. No bo nie oszukujmy się - jeżeli większość singli, nie byłaby jednak singlami i miałaby z kim spędzać to święto, to sraliby ze szczęścia, że coś takiego w ogóle istnieje. No, a nie byłoby tak? Nienawiść bierze się z zazdrości, która jest bardzo negatywną cechą naszych charakterów. Zazdrość może być słodka, ale do czasu, słoneczka. Zresztą, kto wie? Może właśnie 14 lutego spotkacie miłość swojego życia i będziecie tworzyć cholernie udane związki? Dlatego pouczam, ażeby nie ogarnęło nas negatywne nastawienie co do Walentynek, bo nie mamy co do tego podstaw, a złość piękności szkodzi. Można również dodać, że Waletynki są dniem życzliwości dlatego na jeden dzień możemy pozbyć się maski suki, w przypadku dziewczyn, a jeżeli tyczy się chłopaków, to robienie za chama możemy odłożyć na później. Zresztą ten dzień można spędzić w  gronie przyjaciół, znajomych. Tak jak ja na przykład. Bawiłam się super, gdzie znajdowali się i single i zakochane pary i było megaśne, że tak powiem.
Chodzi tu chyba jeszcze o tolerancję, o którą trudno w naszych czasach, a sami wiemy, że takiej czasami potrzeba.

Bycie hejterem się nie opłaca, a mało tego - hejtownie wróci do nas ze zdwojoną siłą, więc może czas się ogarnąć, może czas spojrzeć na Walentynki z innej perspektywy, bo przepraszam ale tu nie tylko chodzi o zakochane pary, tylko o ogólne pojęcie miłości, w której skład wchodzą tolerancja i szacunek między innymi.



wtorek, 11 lutego 2014

005 FAJNY BLOG! ZAPRASZAM DO SIEBIE WWW.SUPEROWYBLOGASEK.LOL

Chciałam nawiązać właśnie do tego, co zapisałam w tytule tejże notki. Większość z Was zakłada blogi ze swoimi autorskimi opowiadaniami jak i opowiadaniami fanfiction. Wiadomo, że poznanie czyjejś opinii jest naprawdę bardzo dla nas dobre, bo nie dość, że wiemy na czym stoimy, to widać również, że nasza praca nie idzie na marne i zostaje doceniona. Zresztą, miło jest zobaczyć jakiś porządny komentarz pod naszymi wypocinami, choćby dla jednego przelotnego uśmiechu satysfakcji. Są jednak ludzie, którzy wykazują się taką głupotą i niogarnięciem ze swojej strony, że aż żal. Naprawdę. Strasznie mnie irytuje, gdy pod rozdziałem mojego opowiadania widzę komentarz.

FAJNY BLOG! ZAPRASZAM DO SIEBIE!

Ej ludzie. Serio? Oczywiście, że można zaprosić do siebie ale w taki sposób? Każdy szanujący się blogger napisałby choć minimum cztery zdania odnośnie danego bloga, bądź opowiadania zamieszczonego na owym blogu, a nie robił z siebie kretyna kompletnego i pisał właśnie takie coś. No strasznie mnie to wpienia i apelują do wszystkich, żeby tego nie robili, a jak już chcecie to zrobić, to pomyślcie o tym, jak możecie być postrzegani w oczach innych. Przecież mi osobiście honor by na to nie pozwolił. Przecież przy takim komentarzu widnieje nasz nick! NICK! Nasza wizytówka. Ogólnie to automatycznie usuwam takie ''opinie'', bo mnie urażają i autor danej opinii pokazuje mi, że w ogóle nie zapoznał się z treścią na stronie. Szczerze? Wątpię aby do takich kroków posuwały się osoby starsze. Nie chcę tutaj nikogo urazić ale chyba można rozpoznać dojrzałego bloggera od tego mniej dojrzałego. Oczywiście popieram zasadę nauki na błędach ale takim zachowaniem możecie wiele stracić,a  blogsfera to okrutny świat i taka jest prawda. Rzadko kiedy można spotkać się z konstruktywną krytyką, szczerą opinią. Trzeba się jakoś odpłacić. 

Ja czytam Twojego bloga, a Ty mojego i nieważne, że oboje cholernie za tym nie przepadamy! Ważne, żeby komentarzy było multum i żeby ludzie myśleli, że jest zajebiście! Nie jest. Sorry. 

Może to kogoś zaboli ale trudno. Ja tak uważam i chciałabym, żeby tacy ludzie przejrzeli na oczy ale nadzieja matką głupich. 

LAJF IS LAJF 
NA NA NA NANA!

004 Bardzo strasznie - syndrom Lavender Town

Na początku chciałabym grzecznie uprzedzić, że jeżeli jesteś zbyt słaby psychicznie, drogi czytelniku, to nie czytaj tego postu, a przede wszystkim nie włączaj sobie piosenki Lavender Town, bo gwarantuję kompletną schizę. Chyba, że lubisz ryzyko, to wtedy nie wnikam, ale uprzedzam - czytacie na własną odpowiedzialność! Ja Was do niczego nie zmuszam! 


O co mi chodzi? Otóż kilka miesięcy temu, moja droga przyjaciółka Katarzyna opowiedziała mi o swoim klasowym domku, na którym opowiadali sobie straszne historie. Biorąc pod uwagę fakt, że Kasia jest bardzo dobrym opowiadaczem, ja przestraszyłam się naprawdę, choć warto wspomnieć, że jestem osobą bojaźliwą i łatwowierną, niestety. Przechodząc do sedna sprawy, Lavender Town jest ścieżką dźwiękową pochodzącą z pierwszych wersji gier o pokemonach. Otóż legenda głosi, że przez tą piosenkę samobójstwo popełniło kilkanaście tysięcy japońskich dzieci w wieku od 7 do 12 lat. Na początku brałam to na dystans, no bo jak taka pioseneczka może wpłynąć na naszą psychikę w jakikolwiek sposób? Dzieciaki, które grały w tą gierkę całymi dniami bez przerwy, uzależniały się, a fale dźwiękowe pochodzące z tejże melodii wpływały jakoś na psychikę tych dzieci. Zostało to podobno potwierdzone przez naukowców ale pewna nie jestem. Sami możemy usłyszeć, że piosenka jest nieco... hmmm... przerażająca? Tak. Ja nie mogę słuchać jej dłużej, bo po prostu się boję i zaczyna boleć mnie głowa. 

Słyszeliście o tym? 

Tak na koniec wspomnę, że moja młodsza siostrzyczka obchodzi dokładnie dzisiaj swoje pierwsze urodziny, więc z tego miejsca chciałabym ją serdecznie pozdrowić! Może kiedyś, jak nauczy się czytać, odwiedzi blogaska swojej starszej siostry i nawet skomentuje ten post. 


niedziela, 9 lutego 2014

003 Ludzie, którzy mnie inspirują - Joan Collins

Dzisiaj rozpoczynam cykl postów o ludziach, którzy mnie inspirują i których podziwiam. Pierwszą znakomitością będzie brytyjska aktorka, znana głównie z roli Alexis Carringotn z kultowego serialu Dynastia z lat '80 XX wieku. 

zdj pochodzi z weheartit.com

Joan urodziła się 23 maja 1933 w Londynie. Nie będę tutaj wklejała tekstu z wikipedii, czy innych źródeł, bo sami możecie o niej poczytać. Ja tutaj jestem od tego, aby przybliżyć Wam to, czym mnie ta kobieta oczarowała. 
Po raz pierwszy zobaczyłam ją w serialu Dynastia, gdzie kupiłam ją od razu. Była tak świetna, w tym co robiła z graną przez siebie postacią, że nie mam pytań. Mając ponad 50 lat w trakcie kręcenia telenoweli emanowała kobiecością bardziej niż niejedna trzydziestolatka i tutaj należą się ogromne brawa w jej stronę. Dzięki roli Alexis,stała się ikoną lat '80, a ludzie albo ją kochali albo nienawidzili. Na ekranie potrafi doskonale pokazać najróżniejsze emocje- od śmiechu szczęścia, do łez smutku - a to w aktorze ceni się najbardziej. Trochę boli mnie fakt, że pomimo tego Joan nie została doceniona we wcześniejszych latach swojego życia, gdzie została przyćmiona osobą Marylin Monroe. 
Podziwiam ją za hard ducha. Pomimo tego, że aktualnie ma grubo ponad 80 lat nie rezygnuje z wysiłku fizycznego oraz dbania o siebie. 
Za to, że wdzięku mogła jej pozazdrościć niejedna dwudziestolatka, no i za rolę Alexis, bo mimo wszystko pierwsza pani Carringotn nie była przykładem spokojnej osobowości.

Swoją drogą zawsze kibicuję filmowym Nemesis. Ciekawe dlaczego? Pewnie dlatego, że te negatywne postacie mają ciekawsze osobowości. 

 zdj pochodzi z google.com

A wy kojarzycie Collins? Pewnie nie!

W następnej notce opowiem wam o syndromie melodyjki Lavender Town, który nie daje mi spokoju.

sobota, 8 lutego 2014

002 Instagram - wytwórnia swaggerów



Też uważam, że tytuł tego postu jest nieco komiczny ale to jest moja opinia. Instagram, jest to aplikacja na nasze smartfony, dzięki której możemy dodawać zdjęcia wszelkiego rodzaju. Naprawdę wszelkiego! Jedzenie, rzeczy, pomieszczenia, a najczęściej obrazy naszych twarzy w lustrze tzw. samojebki. Na czym to polega? Dodając odpowiednie tagi (np. #me#myself#polishgirl#instafood#followme#followback) pod naszymi fotografiami jesteśmy automatycznie bardziej widoczni. Chyba mogę to tak określić. Oznacza to, że inny instagramowicz wpisując odpowiedni tag w wyszukiwarce, może znaleźć naszą fotkę i ją polajkować, a wiadomo, że czym więcej lajków, tym większy swag, który moim zdaniem jest jednym wielkim pozerstwem. 
Naprawdę nie rozumiem ludzi, którzy chcą wybić się przez Instagram. Przecież to do niczego nie prowadzi. Może jestem trochę brutalna ale tak jest. Pokazując swoją twarz, śniadanie mistrzów i firmowe buty, za które zapłaciliście ful hajsu, nie staniecie się lepszymi osobami. I tutaj ubolewam bo jest wielu ludzi, którzy kupują ten materializm i jarają się wami tylko dlatego, że macie vansy, jordany czy inne drogie patałaszki. Aha i jeszcze dodam, że to jest strasznie głupie, choć przyznać muszę, że sama mam insta. Tak mam, ale ze względu na to, że uwielbiam wstawiać zdjęcia co pięć minut. To chyba jeden z niewielu plusów instagramu. Możesz wstawiać tyle zdjęć ile zechcesz, a i tak nie znajdzie się nikt, kto cię za to shejtuje.

Zgadzacie się ze mną? Podajcie linki do Waszych Instagramów w komentarzach, bo też jestem ciekawa. 

DO NASTĘPNEGO! 

Zdjęcia pochodzą z weheartit.com

piątek, 7 lutego 2014

001 Powitanie

Dzień dobry. To nie jest mój pierwszy blog i pewnie nie ostatni. Choruję na bardzo rozpoznawalną w dzisiejszych czasach chorobę, którą jest słomiany zapał. Chciałabym abyście o tym wiedzieli, bo z natury jestem raczej szczera. Dlaczego raczej? No bo czasami boję się powiedzieć tego, co czuję, ponieważ obawiam się, że zostanę zniszczona super argumentami, a porażek nie lubię.Dlaczego wzięłam się za założenie kolejnego? Proste. Zazwyczaj dużo myślę i to w momentach, w których nie powinnam. W szkole myślenie przychodzi mi z trudem, natomiast w czasie wolnym, od tej niezwykle dziwnej instytucji, rozkminiam jak jakaś niedorozwinięta. O wszystkim. Naprawdę. O ludziach, o rzeczach, o tym, co mnie otacza ogólnie. Nawet o polityce, o której wiem niewiele. Mogłabym to opisywać w pamiętniku, oczywiście, ale jestem zbyt leniwa na ręczne pisanie, a stukot klawiatury jest zabawny i taki odprężający. Dobra, nie zanudzam, tylko przedstawię wam, co w najbliższym czasie chciałabym tutaj publikować.

Instagram - wytwórnia swaggerów.
Cykl ludzi, którzy mnie inspirują - Joan Collins
5 filmów stycznia (mała recenzja)
Lavender Town - przerażająca muzyczka naszego dzieciństwa

Ten blog jest przede wszystkim dla mnie. Oczywiście, że może być też dla was ale zdaję sobie z tego sprawę, że nie wszystkim może się podobać.

DO JUTRA!

Zdjęcie pochodzi z weheartit.com